Zawsze bardzo lubiłem mistrza Jana Brzechwę. Mama w dzieciństwie czytywała mi go tak często, że umiałem całe ustępy czy zgoła wierszyki na pamięć. I jeszcze w pięknej oprawie ilustracji pana Szancera… Owszem, było kilka, które mnie drażniły albo smuciły, ale jeden wywoływał we mnie taką mieszaninę nienazywalnych wtedy uczuć, że czujna mama chciała go wyłączyć z repertuaru. Ale nie – musiałem go doświadczać i próbować to uporządkować. Jako że zapomniałem o nim, jak i całym Brzechwie na lata, przypomniał mi się dopiero, gdy sam zacząłem czytać swoim dzieciakom. A czytając ten wierszyk uważnie przypatrywałem się ich reakcjom. I odetchnąłem z ulgą – też tak miały
Był raz głupi Gabryś. A wiecie, co robił?
Kiedy konie żarły, on im owies drobił.
Sitem wodę czerpał, ptaki uczył fruwać,
Poszedł do kowala: kozy chciał podkuwać.
Czapką kwiat nakrywał, kiedy deszczyk rosił,
Liczył dziury w płocie, drwa do lasu nosił.
Zimą domek z lodu zbudował przed chatą:
„Będę miał – powiada – mieszkanie na lato”.
Gdy go słońce piekło, to na słońce dmuchał,
A za topór chwytał, gdy go gryzła mucha.
A tatusia pytał, czy mu księżyc kupi…
Taki był ten Gabryś. A jaki? No, głupi.
Pamiętam siebie jak tego Gabrysia. Stale próbującego to, czego wedle dorosłych się nie da – próbując wejść jeszcze wyżej, konstruując spadochron czy petardę, budując tratwę z napędem z syfonu albo dublując zębatkę roweru (osiągał tak kosmiczne prędkości, że wiatr wyciskał łzy. Tylko nie szło się zatrzymać ani na nic zareagować). Albo sprawdzając czy da się wejść i wyjść przez ciasny wentylator do cukierni…
Co jest złego w empatii? Nawet niepotrzebnej, nietrafionej? Gabryś próbuje z dobroci serca pomóc koniowi. Albo przykrywa kwiat żeby nie zmókł. Jak to świadczy o jego rodzicach czy opiekunach, że biedny Gabryś nie wie, że lód do lata stopnieje (a może to on wymyślił klimatyzację?), że tego czy tamtego się nie robi bo chociażby nie potrzeba. Zauważcie też – on nie robi nikomu na przekór, ze złości. Tylko z nieświadomości! Z braku wiedzy właśnie! Kto tu jest więc naprawdę głupi?
To było takie paskudne – taka próba równania w dół, pacyfikacji marzycieli i niepokornych umysłów. Którzy nie przyjęli na wiarę że tak i tak być musi. I szukali innych dróg.
Moje dzieciaki też reagowały mieszanymi uczuciami. Nienazywalnymi jeszcze w tym wieku, ale czuły jakąś solidarność z tym radosnym, marzycielskim i pomysłowym chłopcem. I nie zgadzały się z tezą, że Gabryś jest głupi. To jest jedno z moich większych osiągnięć dydaktycznych…
Nie byłoby samolotów gdyby nie Lilienthal! Dalejże panie Brzechwa – wyśmiej go! Wyśmiej braci Lumiere, braci Wright, Edisona, Teslę, Marconiego itd. itd. Lotów na księżyc też by nie było. Gdyby nie Gabryś. Który marzył.
A ptaszka którego znalazłem i odchowałem naprawdę próbowałem nauczyć latać.