CZAS I MIEJSCE

W tej okolicy pora roku zawsze ta sama – zamglone słońce daje trochę światła, czasem wiatr przepchnie gryzący smród z pobliskiej hałdy w zamian nawiewając dym z fabryki. Powietrze drapie w gardło i szczypie w oczy, więc na wszystko patrzysz spod przymrużonych powiek. Z estakady rur prowadzących donikąd, co chwila wybucha chmura wgryzając się w płuca. Z niektórych kapie coś nieokreślonego, tworząc gęste kałuże. Kilka niedużych drzew o których nie śniło się botanikom. Wszystko pokrywa gruba warstwa pyłu. Wyzdychały już wszystkie kwiaty i szczury. Czasem tylko zabłądzi ptak.
Czasem zdąży uciec….

 

 

KWIACIARKA

Kiedy przez ten zaułek przejeżdża kwiaciarka – ludzie szybko zamykają okna. Wózek turkocze po kocich łbach i wprawia w spazmatyczne drżenie wielki kosz kwiatów. Ciężkie kielichy białych lilii wytrząsają zapach i sypią złoty pyłek z pręcików. Zapachy mieszają się i znoszą nawzajem. Walczą ze sobą. Na odsiecz stęchliźnie piwnic przychodzi uryna z bram. I gotowana kapusta. I setka smużek gnijących śmietników. Ale kwiaty nie dają za wygraną – ich wyraźne smugi unoszą się do góry. Wtedy ludzie zamykają okna. Pocztówki z ciepłych krajów również kładą obrazkiem do spodu…

 

 

ZAUŁEK

… niech nie zmyli cię spacerująca po ścianie plama słońca! I gruchający na gzymsie gołąb. On tu tylko przysiadł, by złapać oddech, ale musiał być bardzo zmęczony, bo w tym miejscu robi się to tylko w ostateczności. Bo kilka kości i brudnych piór na bruku mówi o tym dosadnie. Ta uliczka, jak i wszystkie w tej okolicy są tak wąskie, że słońce jest tylko przelotnym muśnięciem. Lekkim dotykiem na spurchlałych tynkach i żywym mięsie cegieł. Na potatuowanych napisami ścianach i zaskorupiałych z braku deszczu fekaliów. W przebijających się promieniach tańczą rozwielitki kurzu. Jak w promieniu latarki – stosy pustych opakowań po wszystkim co konsumuje miasto, upchane jak w zapomnianej komórce, a wiatr leniwie kartkuje leżącą gazetę sprzed miesiąca. Dopiero teraz, w tym ciepłym świetle widać prawdziwe, ostrupiałe plecy Miasta. Przez tą chwilę Szczury wszelkich gatunków zaskoczone mrużą oczy i kręcą głowami nad niestosownością. Nad zdumiewającą obcesowością tego intruza. – przecież oni się do niego nie pchają!.. Ale każdy niby niechcący nadstawia grzbiet pod ciepły dotyk i ulotna, szybko uciekająca myśl – jakby to było pięknie…

Komentarze

comments