To była moja pierwsza miłość… I jak na razie jedyna. Na razie? Nie chcę i nie wyobrażam sobie innej. Bo cóż lepszego mogłaby mi zaoferować?..
To była moja wina… Pamiętam że wiał wtedy wiatr. Mocny wiatr…
Wybaczyła mi, skoro do mnie przychodzi, skoro daje mi tyle znaków… Wystarczy poczekać na wiatr! Układa z liści wzory, napisy, rozgarnia je gniewnie, by za chwilę znów coś ułożyć. A co wyprawia z chmurami! Cały teatr! I tylko dla mnie! Tylko ja to rozumiem. Jest też taki specyficzny podmuch, gorący i gwałtowny… Biegnę wtedy nad strome urwisko klifu, tam gdzie pocałowaliśmy się pierwszy raz… Staję nago na skraju i rozkładam ręce. Może mnie strącić jednym ruchem…
Czasem łagodnym podmuchem przyniesie mi piórko albo listek. Że pamięta. I też kocha… Czasem, w upalny dzień, obetrze pot z czoła…
To była moja wina. Wiał wtedy wściekły wiatr. Mieliśmy nie wychodzić z domu. Dzieci w czasie wichury miały siedzieć w piwnicy. To była moja wina – namówiłem ją. Wiatr zatykał nam oddech i siekł po oczach… Nie utrzymałem jej dłoni…

Komentarze

comments