Jesień maluje w starych ogrodach. To niekoniecznie muszą być kwiaty. To będzie bezczelna purpura liści dzikiego wina. Płoną teraz całą ścianą aż skręcone i brązowe opadną jak spalone listy. W ramach porządkowania skrzyni ze wspomnieniami. To będą żółte liście klonu kołujące wokół pnia jakby jeszcze się zastanawiały czy nie wrócić. By ostatecznie poszeleścić na stosie niepotrzebnych nikomu mądrości. To będą też czerwone korale głogu na przywiędłej, zielonej sukni starej hrabiny…
Ale głównie kipi na straganach kwiaciarek… To już nie są letnie eksperymenty – od cyzelowanych małych klejnocików do wielkich kolorowych fajerwerków. Już nie kipią i gotują jak w kotle alchemika nie mieszcząc się na straganie, stojąc i pod nim i obok (i jeszcze na stosie czekając na swoją kolej). Teraz jest ich niewiele. Ale kolory pełne i soczyste, nakładane tak grubo, jakby jesień śpieszyła się, by wykorzystać wszystkie zapasy zanim zima zmaże wszystko białą gąbką. Jesień ma jeszcze trochę żółci na rudbekię. Chluśnie wiadrem fioletu na wrzosy. Grubym pędzlem nałoży ciężkie chryzantemowe złoto. Ma jeszcze trochę cierpliwości do kręcenia origami płatków dalii. Ale wszystko co zostało z wiosny, lata i nie poszło na jesienne kwiaty, po remanencie – idzie na astry…

Komentarze

comments