Z racji zawodu znałem miasto. Dobrze znałem. I poruszałem się po nim często.
Koloryt każdej dzielnicy, szczegóły architektoniczne, ulice, komunikację. I ludzi. Sprzedawców zapraszających do wnętrza przed sklepami, policjantów patrolujących swoje rewiry, dorożkarzy i cyklistów, przekupki i drobnych cwaniaczków czekających na okazję…
Tego malarza znałem z widzenia. Czasem, gdy nie spieszyłem się aż tak, przystawałem patrząc mu przez ramię. Nie znam się na nowoczesnej sztuce, właściwie to nie znam się na sztuce wcale. Czasem jakiś obraz podoba mi się lub nie… Trudno było tu mówić o podobaniu, kiedy patrząc na to samo miasto, na ten sam kawałek ulicy kompletnie nie poznawałem go na płótnie. Wzruszałem ramionami – pewnie znajdzie jakiegoś snoba któremu to wepchnie. Ale może to zatytułować „ulica X” jak i „ulica Y”. Albo zgoła „Zuzanna w kąpieli”.

Miasto zaczęło się zmieniać. Linie zaczęły być wijącymi się wężami albo w najlepszym razie łukami, kolory jak w diabelskiej zupie… Całe fragmenty, całe kwartały zmieniały się tak, że gubiłem się we własnym mieście. Ludzie przechodzący na tle kamienic dotkniętych paraliżem zmieniali się jakby przechodzili za pofalowanym kolorowym szkłem. I nie zwracali na nic uwagi! Kiedy próbowałem ich zapytać pokazując ewidentne zmiany i deformacje, uwalniali się ode mnie jak najszybciej i oddalali oglądając z obawą przez ramię.
Oczywiście że to Malarz! Ale jak?! Starałem się pozostać przy zdrowych zmysłach ale skoro widzę to tylko ja…
Zbliżały się moje urodziny. Żona chodziła z konspiracją wymalowaną na twarzy, już uradowana niespodzianką jaką mi sprawi.

Właśnie miałem zapalić papierosa kiedy ze zdumieniem zobaczyłem że mam zielone dłonie, po sześć palców a każdy ma cztery stawy! Po chwili stuporu przebiła się irracjonalna ale uprawniona na tle dotychczasowych obserwacji myśl – malarz! TEN malarz! Tymczasem rozjechało mi się widzenie, zapewne z powodu trzeciego oka które miałem teraz na czole… Popędziłem do domu plącząc się w odnóżach i udając że nie widzę monstrum ścigającego mnie we wszystkich witrynach.
Żona, przerażona spoglądała to na mnie, to na sztalugę przed którą siedział TEN malarz. Obok stało moje zdjęcie…

Komentarze

comments