Kilka luźnych myśli które uwierają oczywistością a które zebrały się w bukiecik. Zapewne pod wpływem ŚDM…
Mogę się zżymać na takie czy inne zachowanie pielgrzymów czy organizatorów (nie chce mi się wyliczać – zbędna ekscytacja), ale to nie jest aż tak ważne. Przy tej skali przedsięwzięcia to i tak jest niewiele. Razi mnie tylko wielkość wkładu z budżetu państwa i miasta do religijnej bądź co bądź imprezy. Gdzie to kościół, główny organizator i najbogatsza korporacja na świecie zamiast to sfinansować – biadając o swej nędzy jeszcze grubą kasę wyciągnęła. Nie mówiąc o tym co zarobiła. Natomiast pielgrzymi – faktycznie – życzliwy i roześmiany tłum. Pełen przyjaźni i życzliwej ciekawości. Miła odmiana od skwaśniałych i naburmuszonych ryjów rodaków. Może trochę irytować chwalenie Pana na cały regulator o drugiej w nocy albo pochód i pieśnią i flagami całą szerokością jezdni, ale niech tam! Raz na sto lat – udzierżę! Dziwić może tylko rozdźwięk między obrazem tych przyjaznych i życzliwych ludzi powołujących się na Jezusa i naszych rodzimych katolików – bandę ksenofobicznych kiboli i nienawistnych moherów. Krzyżujących tegoż Jezusa słowami i czynami co dzień od nowa. Może ci pierwsi są tak przyjaźni, bo nie mają do czynienia z redemterrorystą?

Penalizacja aborcji, prawne zakazy i obostrzenia w tej dziedzinie, to największa porażka całego kościoła i jego nauczania! Skoro społeczeństwo polskie jest w tak wysokim procencie katolickie jak chce KK, (w okolicach 90%) to przecież powinien wystarczyć dekalog, ostatecznie podparty wykładnią Episkopatu. Litościwie pomijam tu całą resztę przestępczości pozwalając wierzyć episkopatowi że popełnia je te pozostałe 10 %. Albo więc nie ma tylu katolików ilu się śni temu zacnemu gronu, albo rzeczeni katolicy podchodzą do sprawy pragmatycznie i w dupie mają wizje starszych panów na temat świata, który ich ani nie dotyczy ani pojęcia o nim nie mają. Jednak w obu przypadkach owo zacne grono chce nas zmusić do pewnych postaw, wiedząc lepiej co dla nas słuszne i zbawienne. W zamian za stosowanie się do tego kodeksu obiecują nieokreśloną szczęśliwość wieczną post mortem. Natomiast gdyby ktoś nie chciał owej szczęśliwości po śmierci, to za życia do więzienia pójdzie!

Często w dyskusjach o roli KK ze zdeklarowanymi katolikami słyszę rozpaczliwe zdanie. Które mówi o braku argumentów. W którym pobrzmiewa groźba i chęć przekonania dyskutanta post factum miażdżącym „a nie mówiłem?!”. Mianowicie nie potrafiąc obronić ani uzasadnić obecności w takiej formie tegoż KK w naszym życiu pada zdanie – „teraz na kościół plujesz, a za 10 lat, jak przyjdą islamiści będziesz tęsknił i płakał!”. Tak jakby jedynym remedium na szaleństwo było wariactwo. Jakbyśmy musieli mieć syfa, bo inaczej dostaniemy gruźlicę. Jakby nie było lekarstwa a stan chorobowy, tak długi że permanentny, zabrał możliwość wiary w wyzdrowienie.
Żeby było jasne – dostrzegam i doceniam społeczną rolę kościoła. Ogniskująca, skupiającą społeczności i porządkującą system moralny tym, którzy tego pragną. I kto chce – niechaj się wokół niego skupia i wierzy w co chce. Cała sprawa w tym, by w ramach tej społecznej roli nie uzurpował sobie prawa do decydowania za wszystkich i we wszystkim!
I jeżeli słyszę, żebym się zajął swoimi sprawami i nie wtrącał się do kościoła bo to nie moja sprawa – klaszczę z uciechy i obiecuję że tak zrobię! Jeden warunek – kościół odpierdoli się ode mnie i zajmie się sprawami tych, którzy chcą by ich sprawami się zajmował! Ja nie chcę…
r¦Öce czarne M graf. Piotr Błachut

Komentarze

comments