Cały internet roi się od fachowców w każdej dziedzinie. I im mniejsze w tym temacie wykształcenie i wiedza, tym większa rewolucyjność i zapał. Nie chodzi mi tym razem o antyszczepionkowców, płaskoziemców czy tropicieli jaszczurów. Chodzi mi o ezoteryczne prawdy objawione – o kochelizmy. O taką pseudo duchowość, o niby wrażliwość, o bieda psychologię. Pamiętam tą egzaltację z jaką niektórzy wypowiadali się o właśnie wypłyniętym, kolejnym proroku pisarstwa ibero amerykańskiego. Audycja w radio, gdzie pani redaktor od książek stęka z rozkoszy a jakiś biedny profesor od literatury wije się jak może, żeby nie stwierdzić co to naprawdę jest warte. Ostatecznie pani zaczęła ziać mrozem i omalże jadem, bo w końcu wyczuła, że rozmówca, z którym marzyła dzielić się na głosy w hymnach, raczej entuzjastą nie jest.
Przeczytałem, a jakże, kilka pozycji. I muszę przyznać – to mistrz! Mistrz egzaltowanego pustosłowia. I tak atrakcyjnie polanego pseudopsychologiczno magicznym sosem, że pensjonarki płci obojga łapią się jak muchy.
Z drugiej strony zapewne jest to tęsknota za czymś pięknym i uduchowionym, ale przystępnym dla poziomu danej grupy, więc może moje przekpinki są nie na miejscu. Tylko ciężko zdzierżyć widząc kolejny oślizgły od cukru obrazek i życiową prawdę w trybie kategorycznym.
Inna odmiana takich prawd to tzw „złote myśli”. Te „złote myśli” to po prostu banał przepuszczony przez celebrytę. Bo jeżeli to samo powie kolega, to są to głupoty. Bo jeżeli ja jestem nikim a on jest moim kolegą, to siłą rzeczy on też jest nikim. I niech się kurwa nie wymandrza! To też szukanie czegoś bardziej, wyżej, czyściej czy jaśniej. Dlatego przypisujemy nieziemskie moce (tu mądrość) zwykłym ludziom, tyle że jak raz na tzw świeczniku. Przy czym jedni prawią te objawienia z namaszczeniem, drudzy po prostu zapytani odpowiadają, ani myśląc wieszczyć. Inni robią to za nich – wyciągają z wywiadu, z kontekstu, oprawiają w złote ramki i publikują jako prawdę objawioną.
I gdybyż jeszcze entuzjaści i wyznawcy prostych rozwiązań jak dobrze żyć, być kochanym, nie mieć kłopotów oraz być zdrowym i bogatym stosowali się do tych recept… Właściwie ich inicjatywa kończy się na zachwycie nad mądrością. Swoją i mema. Po czym jak byli w dupie uczuciowej, emocjonalnej czy finansowej tak dalej są.
Kolejną kategorią są niemiłosiernie powykręcane w tłumaczeniach wschodnie porzekadła lub zgoła stylizacje. Lao Tsy czy Konfucjusz zrobili by se puku, gdyby to przeczytali. Ale można zabłysnąć głębią i oczytaniem. I tylko tym niestety, bo zapewne gdyby wdrożyli w życie choć jedną z tych prawd, nie byliby tu gdzie są i nie musieliby tego cytować.
Ale dobrze jest mieć na podorędziu, wykute na blachę kilka takich bon motów. Wszak stare chińskie przysłowie mówi – „jak nie wiesz co powiedzieć – powiedz stare chińskie przysłowie!” (Paulo Coehlo)