To oczywiście truizm, ale najpierw muszę mocno i wyraźnie zaznaczyć – nie mam nic do żadnego i niczyjego Boga. Tak jak i do krasnoludków czy jednorożców. Jeśli komuś wola – niechże wierzy w co chce. Szanuję nawet najbardziej absurdalne i karkołomne przewody myślowe i quasilogiczne, które są podstawą czyjejś wiary. Byle nie zmuszał mnie do tej wiary w swoje bóstwa, nie kazał na nie płacić i żyć wedle jego recept. Próbując mnie karać za odstępstwa. Pomijając, że co to za wiara do której przestrzegania zasad zmusza mnie groźba więzienia…

Wiele się teraz o tym mówi i tupie nóżką. Odgraża piąstką i pomstuje (wykropkowując wulgaryzmy) Protest słuszny (truizm) i rozumiem, że ludzie szukają najlepszej dla niego formy. Ale obawiam się, że ta cała apostazja to kolejna odsłona ich szopki. Grasz w ich grę. Na ustalonych przez nich zasadach mówisz, że nie chcesz już się z nimi bawić. Są na to przygotowani i sporą część tych niby odchodzących zatrzymają. Po to jest ta procedura. A usiłujący wyjść z kościoła poprzez ten akt tak naprawdę chcą by ich zatrzymać.

Odbędą się socjotechniczne sztuczki na zasadzie przytrzymania za łokieć, konfidencjonalnego tonu i zsolidaryzowanie się z wnioskującym o apostazję, że też mu się to nie podoba, nawet może paść (ale tak w zaufaniu, między nami) kilka słów krytyki o purpuratach. I potem że powinien zostać i pomóc mu naprawić ten nasz wspólny kościół od środka. Bo takich ludzi nam tu trzeba. Razem możemy coś z tym zrobić. Więc zostań. A jeżeli nie, to może zastanów się np. tydzień? Zrób to dla swojego księdza! Czy ty wiesz ile ja tu mam spraw? A wiem że masz rację – pomóż mi i zostań! Jestem przekonany, że ktoś tresowany od małego w tej religii wobec takich zabiegów jest raczej bezbronny i spora część przynajmniej odstąpi od swojej inicjatywy jeżeli się nie włączy na powrót w życie swej wspólnoty pod światłym i dobrotliwym przywództwem księdza…
Wyobraźmy sobie teraz, że wszyscy maja obowiązek grać w teatrzyku. Ale można zrezygnować, tylko trzeba przyjść w kostiumie Juliusza Cezara z króliczymi uszami i fioletowa gwiazdką na czole. Trzymając w ręku trzepaczkę do piany i recytując Koziołka Matołka od tyłu. I nie wolno się pomylić! Bo wtedy się nie liczy. Można by po prostu przestać przychodzić, ale wytresowani od małego czujemy obowiązek, albo chcemy zrobić zygu zygu reżyserowi teatrzyku. Bardzo to poważne…

Najlepszą apostazją będzie nieobecność w kościele, bo prędzej Boga spotkasz w lesie czy na łące. Brak wszelkich szopek pt chrzciny czy komunie, bo Bóg wie. I wie lepiej niż jego samozwańczy pośrednicy. Chodzenie dla świętego spokoju, dla „co ludzie powiedzą”, dla babci, dla starych rodziców przyzwyczajonych do jarzma i potulnych z powodu tresury od niemowlęcia. TO SYNDROM SZTOKHOLMSKI NA SKALĘ CAŁEGO KRAJU!

Jeżeli chcę skądś wyjść, przerwać toksyczny związek czy zgoła patologiczne uwiązanie to po prostu wychodzę a nie skamlę, że nie tak się umawialiśmy. Ostatecznie mogę się na koniec odwinąć..

Komentarze

comments