To był mistrz.. Właściwie wszyscy inni mistrzowie byli przy nim bladzi (chyba tylko jeden się zaczerwienił). W każdej dziedzinie. To był taki mistrz, że nikt nawet nie pretendował do bycia wicemistrzem. I jako że niewiele da się zrobić z tytułem „mistrza”, by bardziej podnieść jego rangę, choćby w samej nomenklaturze (jakiś marny „arcymistrz”) – postanowiono, że należy obniżyć rangę reszty. W każdej dziedzinie. I nie było już mistrza wagi ciężkiej, piekarnictwa, czy zduna. Bo choćby nie wiem jak się taki zdun natężał, to nigdy nie osiągnie takiego mistrzostwa w zduństwie jak Mistrz w swojej dziedzinie. I byli tylko nieśmiali wicemistrzowie.
Doprawdy, trzeba być Mistrzem, by mistrzostwem w swojej dziedzinie przykryć wszystkie inne. A był Mistrz mistrzem szachowym. O tym jak szybko i w jakim stylu rozstrzygał pojedynki była już masa książek, filmów, dysertacji i uwielbienia. Na przykład kiedyś tak intensywnie patrzył na szachownicę, że konik się spłoszył a królowa sama poddała partię. Goniec dostał zadyszki goniąc sam siebie a szachownica pomyliła cyferki z literkami. W końcu, jako że Mistrz zawsze grał białymi – czarne odmówiły wychodzenia na szachownicę.
I kiedy od dłuższego czasu nie było już nikogo do pokonania – Mistrz ogłosił, że rozegra pojedynek … sam ze sobą! Niech się raz na zawsze rozstrzygnie kto lepszy!
Świat zamarł a wielki zegar odliczał minuty i sekundy do pojedynku tysiąclecia.
Pojedynek spełnił oczekiwania zamarłego w emocji świata. Ludzie dostawali spazmów, krzyczeli albo mdleli po każdym mistrzowskim posunięciu w ataku czy obronie. Po zgrabnym uniku czy zjadliwej ripoście… No cóż… Emocje emocjami, ale wynik był do przewidzenia – Mistrz znowu wygrał. Gratulujący mu wygranej widzieli, że była to ciężka partia. Zmęczenie na twarzy przykrywał entuzjazm zwycięstwa, ale schodzące powoli napięcie coraz bardziej uwidaczniało wyczerpanie. Dano więc spokój Mistrzowi, a pięciominutowe światło zainteresowania padło na przegranego. Był zakłopotany, wyraźnie chciałby uciec, schować się. Wszak przed pojedynkiem zapowiadał buńczucznie łatwe zwycięstwo! Cedził tylko rozgoryczony o oszukiwaniu, grze nie fair i licznych faulach. I że gdyby nie to…
Świat mu nie wierzył. I szybko stracił zainteresowanie – wyraźnie oszukiwał chcąc wytłumaczyć swoją dotkliwą porażkę. Ostatecznie odszedł śmiercią samobójczą. Nikt się nie dziwił – w końcu ileż można żyć w kłamstwie. I oszukiwać samego siebie?..