Zarzucają mi, że nie gadam smoltokami, że się czepiam gdy ktoś bełkocze gadając od rzeczy, pieprząc komunały, mieszając pojęcia i pierdoli o niczym. Czasem trudno mi ukryć irytację, na przykład gdy spotykam dalekiego znajomego o szóstej rano w autobusie i ten pyta mnie „a gdzie to jedziesz?” – (na tańce się kurwa wybieram!), albo zaczyna się rozmowa o pogodzie. Ale chcę wierzyć, że meteorologia jest jego ukrytą pasją, ale ze względów życiowych nie może jej realizować, więc choćby te krótkie rozmowy… Słucham więc, głównie narzekań na upał w lecie, na słotę w jesieni czy mróz (lub jego brak) w zimie…
Sławne pytanie – „co słychać?”. Już mi się nie chce nawet silić na żarciki o miejscu przykładania ucha itp. Wiem, że w 90% pytającego to gówno obchodzi, więc cokolwiek bym powiedział; przyjmie. O ile w ogóle słucha. A cóż ja mu mam odpowiedzieć? O życiu prywatnym? Zawodowym? O emocjach? O pasjach? O zwycięstwach i porażkach? Tak postawione pytanie jest tak ogólnikowo żadne, że oślizgłe w swej uniwersalności. Pasujące do reszty idiotycznych konwenansów, którymi udajemy że się porozumiewamy. Zapytaj o to, co cię konkretnie interesuje, wtedy nawiążemy interesującą rozmowę. Chyba że pytający zaprasza nas do zwyczajowego narzekania na wszystko. Wtedy odpowiedź brzmi – „ech…stara bida! Kasy nie ma, w robocie chujnia, baba się czepia, politycy to złodzieje, reprezentacja to patałachy, wszystko drożeje, zdrowie już nie to…” Wielkim nietaktem wtedy jest się zacząć chwalić zdrowiem, kasą czy innymi sukcesami….
Osobną kategorią są powtarzający propagandowe prawdy bez odrobiny refleksji czy snujący spiskowe teorie. Tych, z zoologiczną fascynacją słucham. Póki bawią…
Konwenanse. Czasem są potrzebne jako konstrukt komunikacji społecznej. Ale jeżeli zaczynasz dostrzegać nieprzystawalność albo zgoła absurd niektórych zwrotów czy całych zespołów zachowań, to są dwa wytłumaczenia – albo jesteś bystrym, krytycznym obserwatorem, albo ci się we łbie popierdoliło.
Tego typu zwroty często są mówione bez jakiejkolwiek refleksji, jak życzenie dobrego dnia – odruchowo, każdemu znajomemu. Nawet temu, którego się serdecznie nie znosi i który zrobił nam dużo złego. I dlaczego? Bo jesteśmy dobrze wychowani? Dlatego działając wbrew sobie, życzymy tego dobrego dnia choć chętnie zepchnęlibyśmy go ze schodów. On się odkłania również, a jakże! Choć ma do nas takie same odczucia. W takim wypadku, kompletnie dewaluujemy takie życzenia, bo życząc owego dobrego dnia komuś, kogo naprawdę lubimy i szanujemy – jak zróżnicujemy wagę i szczerość? Więc równie dobre moglibyśmy pierdzieć na powitanie. Taka sama wartość. A szczerzej.
O życzeniach świątecznych nie będę pisał bo to, jakkolwiek pokrewny, ale na tyle duży temat, że zasługuje na osobną dysertację. Zresztą plułem się już o to wiele razy.
Czasem taki zwrot nie oczekuje odpowiedzi, albo jej nie słucha. Pani w sklepie pyta ekspedientki o jakiś asortyment – „a to jest świeże?”. Czy usłyszała kiedykolwiek inną odpowiedź niż twierdzącą? Czy może ją jakoś zweryfikować na miejscu? Czy nigdy się nie dała na to nabrać? Ale zadowolona że wypowiedziała magiczną formułkę przy zakupie, nawet nie słucha odpowiedzi. Bo po pierwsze – zawsze taka sama, po drugie – nie po to pyta. Taki zwyczaj. Za młodu z upodobaniem bawiliśmy się takimi konwenansami pytając na przykład w kasie PKP czy są bilety. A czy świeże? Raz nawet udało nam się uzyskać odruchową twierdzącą odpowiedź!
Czy mogę ci zadać pytanie? Taki mały szantaż emocjonalny, bo po takim pytaniu na ogół odpowiadamy, choć nie chcemy. Bo przecież taki taktowny! Najpierw zapytał czy może! I stękając i dukając odpakowujemy swoje sekrety, bo taki konwenans. Bo takie pytanie świadczy o trosce, o takcie i głównie jego chamskim sprycie.
Czy umiesz dochować tajemnicy? Jeden z głupszych zwrotów jakie znam. Czy ktoś kiedyś usłyszał odmowę? Czy ktoś przytomny liczy na dotrzymanie słowa w takiej kwestii? Jeżeli nie wie, czy dana osoba to potrafi, to czy odpowiedź twierdząca załatwia sprawę? Chyba że chodzi o przewrotną sytuację na zasadzie „powiem ci coś i powtórz każdemu kogo spotkasz”.
Takich zwrotów, całych zestawów zachowań oderwanych od logiki, od rozsądku, więżących nas w konwenansach mamy mnóstwo. I jak to z belką w oku własnym – nie da się zobaczyć.
A teraz umiecie dochować sekretu? Dlaczego takie rzeczy widzę? Są dwa wytłumaczenia…