Ponoć takie będą Rzeczypospolite jakie młodzieży chowanie. O systemie, który był kulawy i niewydolny a teraz go postawiono na głowie pisać nie chcę. Nie mam siły ani stosownej wiedzy. Ale temat główny w tym problemie jakim jest edukacja – Nauczyciel… Mistrz, sensei – pierwszy drogowskaz, pierwszy pozadomowy autorytet. Zwłaszcza kiedy dzieciak wchodzi w okres buntu i negacji dotychczasowych wartości. Ktoś w zamyśle mający kształtować postawy, charaktery, pokazywać kierunki, otwierać horyzonty, dający narzędzia do obróbki rzeczywistości i do jej kształtowania…
Od samego początku następuje selekcja negatywna. Odpływają najlepsi. Najmądrzejsi, nie widzący szans ani perspektyw ani dla siebie ani swoich aspiracji…
Nauczyciel, z natury rzeczy cierpliwy i spokojny. Z dużą wytrzymałością i odpornością. Z olbrzymim poczuciem odpowiedzialności za swoje dzieło i powierzone dzieci. Jak bardzo rzeczywistość musiała przekroczyć ostatnie granice, że zdecydowali się na taki krok? Dlaczego mieliby dłużej godzić się na robienie z siebie pośmiewiska? I nie twierdzę że to wyłączna wina aktualnych władz. Nie jest nawet poprzedników. Pamiętam kiedy około 40 lat temu (jeszcze za komuny) poszedłem do pracy i przyniosłem swoją pierwszą wypłatę. Byłem zwykłym robotnikiem budowlanym zaraz po szkole. A moja mama, nauczycielka z 25 letnim stażem, dwoma fakultetami i specjalizacją – i zarabialiśmy tyle samo. (Potem to ja sukcesywnie zarabiałem coraz więcej…)
Obecne władze winię za to, że ostentacyjnie znajdują pieniądze na wszystko, co może doraźnie służyć utrzymaniu ich władzy. Jakby dobrze wiedzieli, że ich władza, ich wyżeranie kasy z budżetu wszystkimi możliwymi sposobami już się kończy, ale jeżeli można to jeszcze chwilę przedłużyć, to trzeba zrobić wszystko aby.
Trzeba by przeorać cały system. System doboru kadr. Żeby do tego zawodu nie szli ci, którzy nie zdali na kilka poprzednich kierunków, albo uciekające z małych miasteczek i wsi dziewczyny mające plan na zdobycie w tym czasie męża w mieście. Co w ich oczach jest pożądanym awansem. A jak się nie uda, no to trudno. Przynajmniej jakaś praca jest. Pamiętam anegdoty przynoszone przez kolegów z tejże uczelni – pierwszy z brzegu – delegacja studentek idzie do rektora, żeby zdjął z programu „Sztukę kochania” Owidiusza. Stanowczo protestują i nie zgadzają się na czytanie takich świństw! Te panie od dawna uczą w szkołach.
Trzeba by dać rzetelne pieniądze, żeby podnieść prestiż i godność. W oczach własnych i otoczenia, co jest warunkiem sine qua non budowania autorytetu. Nie chcę się wymądrzać co powinno się zrobić w kwestii nauczycieli akademickich – od tego są mądrzejsi. I jak słyszę – mówią to od dawna. Tylko tego nie da się zrobić w oderwaniu od szkolnictwa podstawowego i średniego.
Temu protestowi nie wróżę specjalnie sukcesu, choć kibicuję im z całych sił. Dostaną jakiś ochłap i odpuszczą w poczuciu odpowiedzialności i zakłopotani tym, że upominają się o coś tak niegodnego jak pieniądze.