To postępowanie przejęcia za długi ciągnęło się chyba już z sześćdziesiąt lat. Bo najpierw odwoływano i podważano wszystkie możliwe postawienia robiąc sobie poligon prawniczy między kłócącymi się o schedę krewnymi a bankiem. A równocześnie prowadzono śledztwo które co i rusz wysadzało z siodła sądowych harcowników. Ale wszystko wskazywało że teraz już chyba koniec. Liczba spadkobierców w naturalny sposób zredukowała się do jednego a bank chciał się już pozbyć tego wrzoda, bo po podliczeniu okazało się że obsługa sądowa kosztowała więcej niż zardzewiałe instalacje starego wesołego miasteczka.
Miałem zinwentaryzować wszystko co tam jeszcze było… Październikowe popołudnie, właściwie zmierzch, podnosząca się mgła. Łaziłem po obiekcie, robiłem notatki… Niektóre urządzenia były zadziwiająco sprawne, naoliwione i jakby tylko czekały… Ale reszta skorodowana, albo zgoła jej nie było.
Śledztwo… Nikt nigdy do niczego nie doszedł. Sprawę zamknięto wstydliwie i po cichu nie mając pojęcia co się stało. Jakim cudem wagonik rollercoastera pełen nastolatków po prostu … znikł! Nie rozbił się, nie porwano go – po prostu znikł. Oczywiście sprawa dostała otoczkę upiornej legendy – co i rusz znajdywał się ktoś, kto widział i słyszał jadący wagonik.

Byłem tuż przed najwyższym punktem trasy i z góry podziwiałem widok całego obiektu. Podnosiła się mgła i powoli zasłaniała północny kraniec gdy usłyszałem dziwny dźwięk. Narastający hurgot i drżenie całej konstrukcji wyraźnie sugerowało że … jedzie wagonik! Z początku pomyślałem że może zerwał się z magazynu, ale nie mógł przecież jechać bez napędu pod górę! Nie było czasu na zdziwienie. Ledwo uskoczyłem na bok zwisając na rękach nad przepaścią a obok przeleciał z hukiem kolorowy wagonik kolejki górskiej strącając mi czapkę. Jak w stopklatce zobaczyłem przerażone i zachwycone zarazem twarze dzieciaków i pisk. To już nie była kwestia wiary – ja to widziałem! Starałem się nie stracić wagonika z oczu, ale w pewnym momencie po prostu znikł. A dźwięk jak nożem uciął…
W tym miejscu tory wchodziły w mgłę tak gęstą, że szedłem po omacku trzymając się konstrukcji. Ale i ona się skończyła. .. po prostu i bez ostrzeżenia..
Długo w noc nie mogłem dojść do ładu ze sobą i tym wszystkim co widziałem. Większość wakacji spędzałem na takim właśnie obiekcie zjechawszy cały kraj – wuj był operatorem rollercoastera. I coś mi nie dawało spokoju. Następnego dnia rano przepatrzyłem uważnie każdy kąt sterowni. Mając świadomość że tysiące policjantów i biegłych przede mną… Słońce załamało światło w rozbitej szybie i padło na pulpit – dwie opcje – „normal” i płaski rysunek trasy kolejki i „specjal”… trójwymiarowa, błyszcząca gmatwanina, splątana bryła linii figur niemożliwych, rozchodzących się i zbiegających pod nieprawdopodobnymi kątami. W proporcjach do trasy „normal” musiała być dłuższa … setki tysięcy razy!… spojrzałem na niknące w oddali tory – w jednym kącie nadal, mimo słońca siedziała mgła. I przekładnia start/stop. I mała zapadka przy dźwigni normal/specjal…
Przerzuciłem na normal i wrzuciłem stop. Najpierw zobaczyłem jak ustępuje mgła i widać dokładnie zakręt torów a później usłyszałem odgłos hamującego wagonika. Na miękkich nogach zszedłem do przystanku. W wagoniku siedziało siedem zaszuszonych zwłok starców…

Komentarze

comments