Ta postać mnie intryguje i dlatego często gości w moim pisaniu. Jezus był. Dla niektórych jest, ale to inna sprawa. I mój stosunek do Niego nie opiera się o wiarę tylko wiedzę. Jest postacią historyczną, udokumentowaną i umiejscowioną w czasie między innymi historycznymi postaciami. Można nawet pokusić się o stwierdzenie że w niego wierzę. Jak w Juliusza Cezara, Mikołaja Kopernika czy Mikołaja biskupa Miry. Dla mnie to postać szczególna – największy buntownik, największy punkowiec w znanej historii świata – tak rozjebać system ówczesnym klechom i reszcie establiszmentu, tchnąć ducha i nadzieję na lepszy świat. Dać mu ideę jako paliwo do dążenia do sprawiedliwości! Oczywiście, już w kilkaset lat potem sam ze zdumieniem nie poznałby własnych słów i idei, bo obsiadła to kasta pijawek, ale to inny temat. Który kontestator tak dokładnie zaświadczył całym życiem i, co najważniejsze – śmiercią! Który kontestator tak spektakularnie wyreżyserowaną własną śmiercią popchnął swoich wyznawców poza zdroworozsądkowe krańce przepaści by chodzili po wodzie, po powietrzu, wstawali z martwych i chorych, z wody piwo kręcili i chcieli czynić dobro nie ze strachu przed karą, tylko dlatego że tak należy? Który tak potrafił natchnąć wiarą?
Oczywiście, można znaleźć takich tzw „świętych”. Których szacowne gremium pasibrzuchów w fioletowych beretkach, uzurpujących sobie wyłączność na kontakt z Ojcem, Synem, Matką i Kuzynem uznali za Godnych i Sprawiedliwych. Można w tym gronie znaleźć ludzi, którzy poświęcili życie za wiarę, a przynajmniej tak to nam chcą tłumaczyć. Nie chcę umniejszać nic w wielkim geście Maksymiliana Kolbe. Który przez całe życie wydawał żydożercze pisemko „Rycerz Niepokalanej” i któremu się (tak mniemam) w chwili ostatniej ukazał jego mistrz i pokazując mu brak napleta przypomniał kto jest kim. Albo – jeden z moich ulubionych absurdaliów – Karolina Kózka – patronka dziewic. Która wolała dać się zabić niż wyruchać. Jakby w tym magicznym miejscu był wyłącznik do zbawienia i tylko ksiądz może go bezpiecznie rozbroić ślubem kościelnym. Gwałt – trauma straszliwa i nie kpię z samego faktu, tylko z przedkładania brutalnego nawet aktu wymuszenia nad samo życie. I co najważniejsze – apoteozy tejże ofiary. Oczywiście niewątpliwie jest masa mniej lub bardziej anonimowych ludzi, niekoniecznie funkcjonariuszy kk, którzy swoją śmiercią poświadczali swoją wiarę. Ale wiara jako zjawisko jest jedna – tak samo w swoją ideę wierzyli komuniści. I ginęli za nią! (szkoda że nie wszyscy i masowo ale to inna sprawa) Ale byłby problem z beatyfikacją. Choć żarliwość ta sama!
Mam więc pytanie do wszystkich deklarujących wiarę w Mistrza. Gdzie jest wiara na którą się tak powołujecie? I do której chcecie zmusić wszystkich dookoła? Czy nie jest tak, że aby nawracać, trzeba by samemu być w porządku? Gdzie apostołowie przez pamięć których na dźwięk ich imienia krzyż kreślicie? Pytam się co wynika z tej wiary? Co jesteście gotowi poświęcić? I skąd te wszystkie statystyki przestępstw? Wszystko to te 10 % ateistów?