MAGIA
Rzeczywistość nie chce być magiczna. Czasem trzeba jej trochę pomóc…
Słoneczna jesień i obce miasto. Mam czas. Idę boczną uliczką rozkopując sypiące się już kolorowe liście. Wokół biegają ludzie w swoich sprawach. I nagle, na skwerku wśród drzew i zapuszczonych kamieniczek … Ogródek piwny oferujący lokalny browar. Kilka pojedynczych postaci jak z „Opery za trzy grosze”. Twarze na których kształt i objętość ich właściciele ciężko pracowali. I spokój. Jakby ten zakątek omijał główny nurt miasta. Jak zatoka, do której ewentualnie docierają wiry i śmieci. I rozbitkowie. Ale główny nurt omija… Grzech nie spróbować. Nie posmakować. Nie zaciągnąć się klimatem. Tym bardziej że słońce, czas i… lokalny browar. Na pierwszy rzut oka – wszystko wygląda jak kryjówka Hrabala…
Rzeczywistość nie chce być magiczna… Pani za barem – chuda tleniona blondyna w czarnych skórach i ciężkim złocie. Obie ręce zajęte – telefon i papieros. Widocznie te czynności są jej niezbędne do życia, bo bez przerywania którejkolwiek nalewa kufel. Bez piany… Siedzący obok autochton śmierdzi moczem… Ale skoro rzeczywistość nie chce być magiczna – …ta pani za barem z pewnością jest zubożałą prapraprawnuczką ostatnich Romanowych. Jej ostentacyjny bojkot klientów jest bezsilnym protestem przeciw historii i … braku magii. A sztuczny blichtr próbą zaczarowania tejże. Wiatr zmienia kierunek i zwiewa smród… Siedzący obok żul zapewne jest bohaterskim kombatantem albo strażakiem. Albo emerytowanym szefem miejscowej mafii. A że piwo bez piany? Może to po prostu miejscowy browar?..
Piwo jest niezłe. Świeci słońce. Na stole ląduje złoty liść. Magii wystarczy trochę pomóc. Księżna Romanowa rozmawia przez telefon. Łapię fragmenty monologu – rak mózgu raczej jej nie grozi…