Zapewne uczeni w piśmie więcej mieliby do powiedzenia, niż domorosły obserwator życia, ale to też niechybnie zależało będzie od jego wyjściowych pozycji. Mianowicie stawiam tezę, że w Polsce zwyciężyło pogaństwo. Przegryzało się, przebijało stłamszone i przygniecione rzymskim butem, ale się przeliczyli! Nie pomógł nawet sprytny w ich mniemaniu zabieg, by wszystkie ważniejsze święta chrześcijańskie, wbrew logice i faktom historycznym zainstalować na głównych pogańskich cyklicznych wydarzeniach. Tak jak i nie pomogło montowanie posągów starych bogów jako progi do świątyń, by wszyscy wchodzący musieli po nich deptać. Swoją drogą – co za brak konsekwencji – skoro ich wedle chrześcijańskiej wykładni nie ma, to po co ich aż tak zwalczać?

Zdumiewający jest ten dualizm mówiący o wszechogarniającej miłości Boga i przygarniających, ciepłych dłoniach Chrystusa i zarazem pałace pychy kapiące smalcem złota, mające swoim rozmachem, gabarytem i konstrukcją przerazić maluczkich, ustawić ich w szeregu i na odpowiednim miejscu. Nie wyszedł im jakoś ten monoteizm. Już pal sześć roztrojenie jaźni samego głównodowodzącego, ale ta rzesza bożków od każdej dziedziny życia i każdej profesji? Czymże się to różni od każdej innej religii przed chrześcijańskiej, gdzie swych autonomicznych bogów/ opiekunów mieli kowale, złodzieje, lekarze, matki, domy, ogień, woda etc etc… Ta rzesza świętych przypisanych do każdej profesji, rozrośnięta do granic absurdu, wykluczająca się nawzajem jak patroni złodziei i policjantów… Czymże różnią się od pogańskich chramów i leśnych ołtarzy kapliczki i ołtarze we współczesnych kościołach? Świecące od wotywnego złota czy naręczy kwiatów? Tak jakby winny czuł się w siłach pohandlować z Bogiem albo kupić sobie jego przychylność, czy ewentualnie zadośćuczynić finansowo za odstępstwo od regulaminu.
Jako że nie mam do tych spraw religijnych sentymentów, to zawsze bawiły mnie określenia, czasem wchodzące w szczegóły mistyczne, czasem w anatomiczne , a wszystkie mocno ocierające się o absurd. Te wszystkie wypatroszone acz najsłodsze serca; miłosierne, przenajcudowniejsze, potrójnie dziwaczne, złote i zaranne… Można by się zastanowić dlaczego nie nerki, wątroba albo trzustka. Są równie ważne jak serce. A to mnożenie przydomków, jakby żywcem z pogaństwa zaczerpniętych? To już nie modlitwa do Jezusa, Boga i nawet niechby Matki Boskiej – ta sama Matka Boska ma tysiąc wcieleń – jest Śnieżna, Błotna, Słotna, Wietrzna, inna robi za piorunochron, inna jest od chorób oczu itd. A złoty cielec na Jasnej Górze? Rozumiem skąd wynika chęć dopieszczenia i uhonorowania mieszkającej tam Czarnej Madonny. Rozumiem też, że jeżeli dla kogoś coś jest święte, to nie musi podlegać logice i jest niedyskutowalne, ale dlaczego musi tarzać się w absurdzie, którego nawet najśmielsi dadaiści by nie wymyślili? Pięćsetlecie wyorania matki boskiej – chłop traci orzące woły a potem wzrok. Pomaga mu dopiero przemycie ich wodą w której uprzednio była umyta owa figurka. Ciekawe też, że owa woda już wołom nie pomogła. Nawet mi się nie chce ciągnąć ad absurdum tego tematu, bo sam w sobie już jest tak absurdalny, że można było by pójść tylko w obscenę. Można by powiedzieć, że to było dawno, ale takie sytuacje mamy dziś co krok! Tylko tak wrosły w zwyczajowość że ich już nie zauważamy! Nie widzimy rozdźwięku między tym co jest głoszone a co robione. W tym samym kościele ksiądz przeczyta wyimek z Księgi Psalmów i zawiesi kolejną złotą koronę na głowie jakiegoś bożka z chrześcijańskiego panteonu. Pielgrzymi masowo gryzący drzewo, bo ponoć ma właściwości leczące zęby i choroby jamy ustnej… Tak intensywnie i masowo, że drzewo padło. To nie było setki lat temu. To dziś! Można by zapostulować, by ci katolicy nie mieli prawa korzystać z opieki zdrowotnej – niech gryzą korę świętego drzewa, niech łykają bazie z palmy wielkanocnej (świetne na choroby oczu) etc etc. Wszak jakiś bardzo mądry profesor udowodnił tezę, jakoby modlitwa była dużo skuteczniejsza niż szczepionki i antybiotyki!

Czyżby więc idea Chrystusa była dla ludzi zbyt abstrakcyjna, i trzeba ją było trochę (??) rozwodnić; przydać bożków i świecidełek by była strawniejsza i bardziej pojmowalna? By kasta kapłanów mogła łatwiej manipulować w gąszczu interpretacji? Robiąc za nieomylnych i namaszczonych urzędników? Chcę wierzyć, ze te wszystkie złotości i kwietności, całe to ludyczne, pogańskie w pojmowaniu chrześcijaństwo wynika z głębokiej potrzeby i poszukiwania sacrum. Jednak czy to nie jest straszliwe spłycenie i deformacja samej idei? Toż w dowód wiary i miłości winno się życiem cnotliwym i pędzonym wedle przykazań bożych zaświadczać, a nie kasę płacić! Kolejne świecidełka Jej ubierając. Luter się kłania i handel odpustami…

„Odrzućcie bożków ze srebra i złota, uczynionych rękami ludzkimi, które mają usta, ale nie mówią; oczy mają, ale nie widzą…” Te czcze bożki czynią człowieka pustym: „Do nich są podobni ci, którzy je robią, i każdy, który im ufa”. Bóg natomiast jest „Bogiem żywym”, który daje życie i działa w historii.”
(Księga Psalmów)

Komentarze

comments