Co jakiś czas przemykam ulicą Prandoty (Kraków). Po obu stronach cmentarze… Oczywiście cmentarz skłania do zadumy nad czasem i takie tam koheloskie pierdy. Ale jeden z nich faktycznie skłania. Cmentarz wojskowy. Zorganizowany jak wieczny apel – mogiły stoją równo jak oddziały wojska. Bywają mniejsze i większe; jak kwatera poległych żołnierzy wojsk Wspólnoty Brytyjskiej i wojaków z czerwoną gwiazdą. I tych ze swastyką. I wszyscy pogodzeni. A skoro cmentarz powstał tuż po pierwszej wojnie w celu uporządkowania spraw funeralnych, to są tu też wszyscy żołnierze, którzy kiedykolwiek szli lub usiłowali przejść przez tą część Polski. Są również cywile w specjalny sposób zasłużeni, ale tu już nie mam pojęcia od czego zależał ten dobór miejsca. Bo leży tu na przykład jedna z inicjatorek buntu we Wrześni – matka pięciorga dzieci która rzuciła się samotnie na żandarmów pruskich a później wypuszczona z więzienia uciekła do austriackiego zaboru do Lwowa. A pochowana tu. Takich postaci, które mogły leżeć po obu stronach ulicy Prandoty jest sporo. Ale nikt nie zamierza już niczego kwestionować ani burzyć spokoju niewczesną ekshumacją. Za dużo tego ostatnio. Grania trumnami w imię bieżących politycznych celów.
Na tym cmentarzu wojskowym duży ruch był przy powstawaniu; zaraz po pierwszej wojnie – przewalały się armie, fronty, powstania, wojna polsko bolszewicka. A później druga wojna – Polacy, Niemcy, Rosjanie, Brytyjczycy i wszystkie inne nacje zaplątane w tą straszną awanturę. Ale do czego zmierzam tak długim wstępem i nakreślaniem tła historycznego – przejeżdżając obok tego cmentarza widuję czasem krzątających się pracowników koszących wielką zielona łąkę. Mogiły są skupione w wielkim porządku i wedle planu z jednej strony. Wypełniając dokładnie przestrzeń im nadaną. Ale trzy czwarte cmentarza jest … puste! Jest puste od siedemdziesięciu lat! (a właściwie nawet dużo dłużej) Założyciele cmentarza, w niespokojnych i pamiętających hekatomby latach dwudziestych na cmentarz wojskowy przeznaczyli 11 hektarów! Dziś, czasem zostanie pochowany z należną pompą wysoki oficer miejscowego garnizonu lub jego żona, lub tragicznie zmarły pilot oblatywacz. Założyciele pamiętając, koszmary wojen, pragmatycznie założyli, że tak będzie dalej i będąc osobami praktycznymi i z wyobraźnią, przeznaczyli na taki cmentarz kawał pola. Stoi pusty od lat.
Oby tak stał na zawsze…