Definicja piękna – zmieniające się co epoka kanony dotyczące piękna jako ogólności jak i poszczególnych jego dziedzin – czy to zdobnictwa, sztuk wszelakich czy urody…
Człowiek dąży do piękna. Pomijając oczywiście zdeklarowanych abnegatów. Lub z rozmysłem stawiających na antyestetykę. Każdy chciałby mieć piękniej – dekoruje, umaja jak potrafi i na ile starcza środków i fantazji. Od początku i najdalej sięgających świadectw materialnych – obok broni i narzędzi – biżuteria i inne ozdoby. A też często i sama broń/ narzędzia jest przykładem zdobnictwa. Tak jakby samo to, jaki jest dany przedmiot, wnętrze czy sam człowiek nie wystarczało. Może to nieustanne dążenie do absolutu. Wszak piękno i doznania z tym związane są z nim nierozłączne! A może po prostu zwykła ludzka zawiść i wyścig, by być lepszym niż sąsiad, piękniejszym niż przyjaciółka?
Ale samo dążenie jest zjawiskiem ponadczasowym. I przybiera czasem zdumiewające efekty, zwłaszcza przy przemieszaniu kanonów.
Obwieszanie złotem – intencje najszczersze, ale efekt kuriozalny – tzw „Czarną Madonnę” spoza złotej blachy i innych wotów prawie nie widać. Można by odnieść wrażenie że w tej religii złoto jest najważniejsze. Do niego się modlą, jego pożądają, jemu ufają i się ofiarowują…
Ludyczna religijność… nie chcę tu jeżyć teologicznego włosa i dzielić go na czworo. Nie chcę szukać analogii by udowadniać że pogańskie ołtarzyki zapewne wyglądały tak samo – umajone kwiatami i innymi ofiarami. Zapewne stosownie do funkcji sprawowanej w panteonie. I tak jest na polskiej wsi czy w meksykańskim pueblo. Nie mówiąc już o tamtejszych czy hinduskich taksówkach. Bo to jedynie dowód na dążenie człowieka do piękna.
Sam pamiętam szary i smutny świat peerelowskiej siermięgi. Gdzie z tęsknoty za normalnym życiem, za estetyką, za swoiście pojętym nieskrępowanym pięknem zbierało się zachodnie śmieci. W przeświadczeniu, że dotyka się choć końcami palców pięknego wolnego świata – plastykowe siatki reklamówki, kolorowe gazety czy rzędy pustych puszek po piwie na co drugim regale…
Czy to kanon tak się zmienił, czy nastąpił tryumf księgowego nad artystą, czyli tak silny dyktat ekonomii, że większość przedmiotów ma być byle jaka, z krótkim terminem i najtańsza w produkcji? Kiedyś każdy przedmiot codziennego użytku, prócz trwałości (sam mam jeszcze kilka sztućców z serwisu ślubnego babci) był ładny. A przynajmniej producent starał się, by taki był. Drzwi, klamki, sztućce, balustrady itd, itd… Tak samo i narzędzia – wielkie zębate (i zdobione) koła fabryki u Charliego Chaplina to nie tylko gadżet filmowy. Kiedyś wpadła mi w ręce stołowa prasa mimośrodowa. Takie ustrojstwo przykręcane do stołu warsztatowego służąca do zagniatania z dużą siłą. Kręci się od góry ramieniem a w dół po nagwintowanej prowadnicy zjeżdża stopka. Pomijając że prasa do dziś działa i zgniata jak złoto – wszystkie odlewane żelazne elementy pełne są zdobnych roślinnych elementów…