Znajoma pielęgniarka nie kryje oburzenia. Na przemian sapie i chichoce. Pracuje na oddziale dla obłożnie chorych. Na ogół są to starsi ludzie, często tylko mozolnie, acz prowizorycznie zaleczani, by mogli umrzeć w domu. Leżą, cierpiąc robią przegląd życia i rachunek sumienia. Słuchają radia Maryja. I czarna pijawka krążąca od łóżka do łóżka… Któregoś razu wykonywała zabieg, który wymagał rozsunięcia wokół łóżka chorego parawanu. Osłonięta i niewidoczna dla reszty, widzi wchodzącego księdza. Siada przy sąsiednim łóżku. Słabego głosu chorej kobiety nie słychać, ale tłumiony baryton księdza skarżącego się na nędzę kościoła owszem. Capnął banknot podany słabą dłonią rozglądając się jak złodziej…
Proceder w sumie znany. Niby kościół (teoretycznie) żyje z datków, księża w szpitalu niosący pociechę również. Często jest to efekt psychologiczny – dawanie ważniejsze jest dla samego dającego (swoją drogą – cóż to za sumienie które można spłacić? Co to za bóg którego można kupić?) Ale to pokątne wyłudzanie w piórkach nędzy, szat nad biedą rozdzieranie… I to przy łóżku chorego potrzebującego wsparcia? …
Napiętnować? Walczyć? Jedynym efektem będzie zwolnienie z pracy. I kolejny argument o bezprzykładnym ataku i agresji na kościół. Dający albo nie widzi albo nie chce widzieć obłudy i hipokryzji. Rozpaczliwie chce wierzyć, że kupuje sobie bilet do lepszego świata. Albo zgoła wykupuje się z transportu do piekła. I to w interesie biorących jest utrzymywać dających w takim przekonaniu….
Niewątpliwie są księża gorliwie i szczerze spełniający swoje posłanie. Niosący spokój duszy z zaangażowaniem i nie patrzący na trudności i ryzyko chorób wszelakich. Nie oczekujący gratyfikacji materialnej. Ale tak winno być, więc nie o tym…
Koleżanka opowiada dalej – sama miała taka ciocię. Obłożnie chora staruszka skąpiła pieniędzy na pieluchy i lekarstwa. Kupowali jej za własne pieniądze. Nie w tym rzecz, bo nikt jej nie wyliczał. Natomiast całą rentę wręczała odwiedzającemu ja systematycznie (w porze dostarczania kasy) księdzu. Zagadnięty o całą sytuację ksiądz spuścił pokornie oczy i oświadczył, że wolą chorej jest łożyć na kościół. I on to musi uszanować…
Koleżanka, pielęgniarka z powołania, sama katoliczka, rozumie potrzeby starych i chorych. Wie, że ciała już nie naprawi, może jedynie uśmierzyć ból i strach. Ksiądz ma tu olbrzymią rolę i wielką pracę do wykonania. Ale wykorzystywanie takich ludzi jest jak uwodzenie dziecka!..
Krążącemu po jej szpitalu księdzu zaproponowała mu herbatę. Owszem, przyjął propozycję. I dostał całe opakowanie Laxigenu… Kiedy po dwóch godzinach wyszedł z kibla blady jak szpitalne prześcieradło, powiedziała mu, że to najpewniej wirus którym się zaraził od chorej przez kontakt z jej przedmiotami. I zaproponowała lekarstwo. Drogie. Bardzo był zdumiony i oburzony, że nie dostaje go za darmo…